Dotyczy: 2.0 MZR-CD MT (136 KM) w kombi z 2004 roku.
Samochodem jeżdżę pięć lat, dwa lata temu wymieniane 3M ze sprzęgłem, 20tyś temu rozrząd, około 10 tyś. temu klocki, tarcze, płyny, filtry. Generalnie bez problemu.
Jeżdżę samochodem codziennie, w okresie wakacyjnym nie jeździłem nim wyjątkowo tydzień, okres bardzo gorący, wręcz upalny a wtedy stał na zewnątrz, gdy wsiadłem usłyszałem jakby łożysko jakieś tarło w silniku, takie metaliczne tarcie, silnik gdy pracował na luzie raz było, raz zanikało, ale dałem spokój, jak jechałem nie słyszałem bynajmniej, bo to nie było też aż tak głośne by niepokoić, mam wyczulony słuch jeśli chodzi o wszystko w każdym którym miałem samochodzie. Dźwięk od tego czasu raz się pojawiał, po dłużej jeździe ustępował. Żyłem z nim zasłaniając się, że to nic znaczącego. Samochód ma 270tyś. km przejechane, zaczyna go zjadać ruda, trochę załączała się oszczędność i bagatelizowanie wielu spraw a bynajmniej tej. Dzisiaj jadąc usłyszałem trzaski w silniku tak jakby tryby się mieliły, jak bieg nie wejdzie do końca i taki jest zgrzyt, ale znacznie ciszej i na pewno dochodzący z silnika, silnik zaczął się nagle dławić, trwało to może 2s od pojawienia zgrzytu, aż zgasł. Ciężko, ale po jakiś 3s kręcenia odpaliłem ponownie, przejechałem pół metra i znów zgasł. Na szczęście byłem 50m od domu a pokonywałem odcinek 40km i stało się to przed wjechaniem do samego garażu podziemnego, więc naprawdę miałem bynajmniej kapkę szczęścia. Jechałem zaznaczę wyjątkowo kulturalnie, nigdzie mi się nie śpieszyło, nie dusiłem go. Samochód zazwyczaj stoi w garażu gdzie mam +15st nawet przy mrozie, ale dzisiaj przestał na mrozie (-2) cały dzień - może istotne, ale do rzeczy - kolejna próba odpalenia nie dala rezultatu w postaci zakręcenia rozrusznika, zero reakcji. Jedyni kontrolki przygasały, łącznie ze światem w środku kiedy przekręcałem kluczyk w stacyjce (jak przy słabym, rozładowanym akumulatorze). Brak jakiś błędów kontrolek, temp. oleju w normie. Otworzyłem maskę, widziałem że lekko dymi się, mniej więcej od strony paska rozrządu silnik był mokry w oleju. Na tej wysokości poniżej, ale ciężko mi zidentyfikować gdzie. Zobaczyłem jak spływa olej. Spłynęło około litra, może dwa, ciężko oszacować. Był ciemny z takim zabarwieniem jakby niebieskim, tak mi się bynajmniej z tym niebieskim wydaję. Płyn chłodniczy był, wspomagania też, hamulcowy również a po 15 minutach na bagnecie sprawdziłem olej (bez odpalania silnika w tym czasie) i wiadomo, że jeszcze był rozgrzany i powiększył objętość, ale też było tyle co było kilka dni temu. Sprawdzam co jakiś czasu, tak raz na 1500/2000 km dolewam litr i wiem, jak na podziałce bagnetu wygląda litr a tu zniknęło ze dwa.
No i pytanie co to mi się mogło stać?
Mam sugestię wstępną, ale to moja interpretacja laika i nie będę sugerował. Huku jakiegoś nie było podczas jazdy, tylko ten zgrzyt trybów.
Później próbowałem jeszcze odpalić raz, coś tam chciał kręcić, ale słychać było zgrzyty trybów po czym nie dawał rady, nie męczyłem go.
Dzięki z góry za poradę. Jakieś możliwe scenariusze i co z tym robić.
-- Dodano: 22 stycznia 2019, o 13:32 --
wkradł się błąd w kwestii koła dwumasowego, oczywiście 2M a nie 3M
ktoś pomoże?
