Jestem posiadaczem mazdy od 6 miesięcy i już widzę kilka wad konstrukcyjnych które mnie martwią.

Najbardziej martwi mnie układ chłodzenia w mojej 2.0d.
Ostatnio podczas jazdy zagrzał mi się silnik (temp. na wskaźniku pod max).
Oczywiście zjazd na parking i szukanie usterki.
Okazało się że dziurawa była chłodnica na samym dole.

Po ostygnięciu silnika podjechałem kilka km do domu i mimo że nie miałem już płynu w chłodnicy ani zapewne w bloku silnika to temp na wskaźniku była w normie.

Na podwórku odpaliłem auto jeszcze raz i z komputera monitorowałem wskazania czujnika. Po kilku min parkotania czujnik pokazywał cały czas ok 100 stopni i wskaźnik na desce stał w połowie skali tak jak powinien. Co najlepsze w zbiorniczku wyrównawczym poziom płynu był powyżej min i nic nie ubywał.
Wentylatory chodziły ale chłodnica i węże były zimne. Wszystko co wlewałem prosto do chłodnicy wylatywało dołem.

Najlepsze jest to że nie zapaliła się żadna kontrolka na desce mimo że blok silnika jest pusty bez wody a czujnik mierzy temp powietrza.

Zapewne gdybym poparkotał jeszcze kilkanaście minut to przytarłbym silnik.

Co za debil zaprojektował ten system. Jedyne co wskazywało na problem podczas jazdy do wskaźnik temp płynu który szybko piął sią do góry.

Teraz się zastanówcie ile razy jadąc w mieście czy po krętej drodze zerkacie na ten wskaźnik. Naprawdę nie ma w tym silniku żadnej kontrolki temp oleju albo braku płynu? Czy tylko u mnie coś nie zadziałało.